Drachenfels
– „romantyczna” inspiracja
Dziś
część pierwsza wyprawy na górę Drachenfels, należącą do powulkanicznych wzgórz Siebengebirge
(w wolnym tłumaczeniu Siedmiogórza, czyż
to nie brzmi poetycko?).
W
pewien niedzielny poranek nie było konkretnego planu jak spędzić nadchodzący
dzień, pogoda też nie dopisywała, ale chęć wyjazdu była silniejsza. Rzut oka na
listę „do zobaczenia”, przezornie przygotowaną wcześniej i jest decyzja,
jedziemy do Königswinter zobaczyć zamek Drachenburg.
Szybko
byliśmy na miejscu, mimo, że zjazd z autostrady nie był dobrze oznaczony. Mała
dygresja, parking umieszczony jest pod autostradą, dziwne uczucie, kiedy stoi
się u podstawy ogromnego, betonowego słupa, a nad głową przemykają setki
samochodów.
W centrum informacyjnym zdecydowaliśmy się na wjazd kolejką naziemną i to był
dobry wybór, po pierwsze nasza spacerówka nie należy do najlżejszych, po drugie
zachowaliśmy siły, co później okazało się istotne, ale nie uprzedzając faktów… Wagonik
Drachenfelsbahn pomógł nam dostać się do drugiej, obecnie często pomijanej
atrakcji, czyli ruin zamku Drachenfels (do dnia dzisiejszego nie wyjaśniono
skąd wzięła się ta nazwa) i muszę przyznać, że widok jaki rozpościera się ze
szczytu, zapiera dech.
Po wyjściu z kolejki jesteśmy od razu na ogromnym
tarasie widokowym i nie wiadomo, w którą stronę obrócić głowę, czy podziwiać
wzgórza , czy wijący się majestatycznie Ren, może stać z zadartą głową i
patrzeć na ruiny, albo szukać wzrokiem Katedry w Kolonii, którą widać przy
dobrej widoczności. Niestety burzowe chmury, które pojawiły się na horyzoncie
spowodowały, że musieliśmy przyspieszyć.

Na
wysokości 321 metrów, znajdują się pozostałości jednego z najsłynniejszych
zamków nad Renem. Zbudowany w pierwszej połowie XII wieku z inicjatywy arcybiskupa
Arnolda I z Köln, przez następne kilka stuleci związany był z arcybiskupstwem.
Stanowił jeden z punktów obrony pobliskiego Bonn, poza tym dzięki takiemu
położeniu budowli kontrolować można było spływy Renem, a także nadzorować
położne niżej kopalnie trachitu, wykorzystywanego przy budowie kolońskiej
katedry. Zamek zmieniał właścicieli, a przetrwał
do czasu wojen trzydziestoletnich, konkretnie 1634 roku. Niestety nie zachowały
się żadne plany, większość budowli osunęła się, ale można zaobserwować, że teren
podzielony był między zamek dolny i górny. Wchodząc przechodzimy przez resztki
bramy zamku dolnego, mijamy pozostałości przedzamcza, resztki murów, a wzrok
przyciąga baszta zamku głównego. Już
jako trwała ruina Drachenfels urzekł romantyków w tym m.in. Georga Bayrona i
Heinricha Heinego. Dzięki ich zainteresowaniu, zwrócono baczniejsza uwagę na
niszczejący, plądrowany zabytek, co
doprowadziło w konsekwencji do objęcia go ochroną i uwagą przez Fryderyka
Wilhelma III. Z czasem zabezpieczono to, co możemy oglądać dzisiaj, w wielkim
uproszczeniu Romantyzm uratował Drachenfels.
I
dalej ma w sobie to „coś”, albo po prostu udało nam się uchwycić moment. Zaczęło mżyć, reszta turystów uciekła do
położonej niżej restauracji, więc zostaliśmy sami u podnóża baszty, wśród kilkusetletnich
ruin, patrząc na ciemnosine chmury, Ren i panoramę Siebengebirge.
Chwila
trwała i przeminęła, a my ruszyliśmy, aby schronić się przed nadchodzącą burzą
w Drachenburgu. I tu muszę się przyznać zawiódł mój instynkt, a dlaczego,
odpowiedź w części drugiej.
Źródła i linki:
Königswinter,
Burgruine Drachenfels, wyd. Schnell, Kunstführer Nr. 2651 (wydanie
uaktualnione i poprawione 2014),
http://burgrekonstruktion.de/main.php?g2_itemId=693
http://www.drachenfelsbahn-koenigswinter.de/index.php/en/
http://www.rheintourist.de/sehenswertes/drachenfels/drachenfels.php
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz