Drachenburg - "Smoczy zamek"
Trochę
samouwielbienia: mam dobrą orientację w terenie, szybko zapamiętuję trasy,
rzadko się gubię i uwielbiam/umiem pracować z mapą, ale tym razem coś poszło
nie tak. Chcieliśmy jak najszybciej
dostać się na zamek Drachenburg, zaczynało padać, a ja dostałam zaćmienia,
zamiast wybrać oznaczoną trasę, wybrałam drogę, która biegła wzdłuż torów
Drachenfelsbahn. Dlaczego? do tej pory się zastanawiam. Nie oznacza to, że
wybrana droga nie prowadziła do celu, ale oto w środku zejścia dopadła nas wcześniej
nadciągająca burza, doszedł grad, ochłodzenie i silny wiatr – normalne, ale my
przemoczeni, niosący niemowlaka w spacerówce środkiem wąwozu, którym płynął
strumyk błota, to widok raczej nie spotykany w czasie wędrówek po lesie. Swoją
drogą, Mała, mająca osłonę na wózku, przez cały ten czas spokojnie zajadała
herbatniki, denerwowała się jedynie, kiedy rodzice potykali się o korzenie, bo
wypadało jej ciastko.
W końcu
przemoczeni i eufemistycznie ujmując „przybrudzeni” dotarliśmy na zamek,
oczywiście mijając ludzi, którzy spokojnie zeszli lub zjechali kolejką. Na
szczęście przed samym wejściem przestało padać, a my staliśmy pod zamkiem
Drachenburg.

Wkomponowanie
bryły „Smoczego zamku” na Drachenfels jest bardzo fotogeniczne i nieprzypadkowe.
Zamek Drachenburg zbudowano w latach 1882-1884 na zlecenie finansisty Stephana
von Sarter, który jako właściciel nigdy
w nim nie zamieszkał, ba nawet w nim nie był.
Jako fundator miał jednak wizję rezydencji – nowoczesnej, wyposażonej we
wszystkie nowinki techniczne, jednocześnie swoistej perełki – mającej wtopić
się w towarzystwo stuletnich ruin, emanacji niemieckiego Romantyzmu. Dlatego
też Drachenburg przypomina zamki z bajek Disneya. Nie bez przyczyny nazywany
jest „nadreńskim Neuschwanstein”, nie
jest aż tak spektakularny, ale to właśnie bawarski pierwowzór zamku Śpiącej
Królewny był tu inspiracją. Marzenie Sarter’a urzeczywistniono, zamek
Drachenburg to synteza pałacu, zamku i mieszkalnej willi, wszystko w otoczce gotyku – krótko ujmując historyzm. Po
śmierci fundatora zamek Drachenburg przechodził z rąk do rąk, będąc
siedzibą m. in. hotelu oraz kolejno
szkół: katolickiej, nacjonalistycznej, kolejowej. Później stał i niszczał
czekając aż do lat osiemdziesiątych, kiedy objęto go ochroną, zaczęto stopniową
i długotrwałą renowację, trwającą do 2010 roku.

Dziś
jest to sprawnie prowadzona atrakcja turystyczna. W przedzamczu umiejscowione są kasa/sklepik z pamiątkami, restauracja, a także wystawa poświęcona historii
ochrony przyrody w Niemczech. Gdy po kupnie biletu stajemy w końcu przed bryłą
Drachenburg to zapominamy czym jest pojęcie symetrii. Wieże, sterczyny,
wykusze, kopuły, łuki, rozety, ryzality, rzeźbione detale: maszkarony, smoki, rzeźby
postaci literackich i postaci historycznych (np.: Albrechta Dürera, Juliusza
Cezara) architektoniczny zawrót głowy. Można spokojnie poświęcić godziny, aby
analizować fasady tego budynku, tak samo jak i jego wnętrza z malarstwem
naściennym, czy witrażami. Baron Stephan von Sarter postawił pomnik swojemu patriotycznemu
światopoglądowi - na miarę epoki i finansów. Dziś bez przewodnika przy
zwiedzaniu, ani rusz.



I
teraz muszę się przyznać, że mnie to wszystko trochę przytłoczyło. Efektowność
zamku Drachenburg, jak na mój gust przeszła w proste efekciarstwo. Może to
kwestia krótkiego czasu poświęconego na zwiedzanie, może zmęczenie po leśnej
rundzie, bo przecież świetnie prezentuje się na zdjęciach, z jego licznych
balkonów, tarasów, wieżyczek mieliśmy widok na przepiękną panoramę Renu, zapach
róż unosił się w wymuskanym ogrodzie i rozumiem jaka idea przyświecała
baronowi, ale dla mnie więcej uroku i wymowy miały ruiny Drachenfels.
W każdym
razie zejście ze „Smoczego Zamku” nie nastręczało już problemów, z górki wózek
sam się toczył a i buty wyschły w czasie zwiedzania zamkowych pokoi. Wycieczka dostarczyła nam wielu wrażeń i o to w tym
wszystkim chodzi!
Bibliografia i linki:
Schäfer Ulrich, Schloss
Drachenburg im Siebengebirge, Deutscher Kunstverlag Berlin München, Berlin
2013.
http://www.drachenfels.net