sobota, 30 kwietnia 2016

Katzensteine - rzymski kamieniołom





Katzensteine – rzymski kamieniołom 

Tym razem króciutko, bo nawet nie będę udawać, że mam coś wspólnego z geologią, ale coś nowego zawsze dobrze zobaczyć.  A nazwa „kocie kamienie” brzmiała ciekawie. Swoją drogą, dalej staram się dociec, dlaczego właśnie Katzensteine.   Kto mi zabroni zgadywać, może od wyglądu skały z powyższego zdjęcia?
W okolicach miasta Mechernich, na granicy wioski Katzvey, przy drodze L61, wydzielony jest od 1937 roku obszar ochronny przyrody - Katzensteine. Ta charakterystyczna formacja skalna z piaskowca pstrego powstała w wyniku sedymentacji rzecznej miliony lat temu. To, co możemy teraz oglądać to oczywiście formy przez wieki kształtowane siłami natury, ale nie tylko. Katzensteine to także stanowisko archeologiczne. Znaleziska narzędzi (kultura Federmesser)[1] świadczą o tym, że wokół Katzensteine przebywali pierwotni myśliwi z epoki kamienia. Wykopaliska pozwoliły odkryć także, że około I wieku naszej ery, czyli w okresie rzymskim Katzensteine było kamieniołomem. Na szczęście nie eksploatowanym bardzo intensywnie, dzięki czemu dziś mamy co oglądać. 









Katzensteine może być celem dłuższej wędrówki, u nas był to punkt w czasie przejażdżki. Zatrzymaliśmy się na parkingu i po przejściu 320 metrów, bach! oderwanie od rzeczywistości. Z jednej strony widać drogę, słychać szum samochodów, ale jak się odwrócimy mamy polankę i tylko my, ptaki oraz skały mające miliony lat. Usiedliśmy na pniaczkach i znowu taki błysk, że może kiedyś w tym samym miejscu siedział człowiek ubrany w skóry, który w cieniu Katzensteine oprawiał upolowanego jelonka?
Dobrze jest czasem odwiedzić takie miejsce i trochę sobie powyobrażać :) 



Bibliografia i linki:
Squentz Peter, Das Rheinische Burgen Land. Die 21 schönsten Wanderungen rund um Zülpich und Bad Münstereifel, Köln 2014.
http://mechernich.de/seiten/tourismus_freizeit/sehenswuerdigkeiten/50_30_Katzensteine.php


[1] Federmesser kultura, zw. też kulturą tarnowską lub kulturą z tylczakami łukowymi, archeol. kultura paleolitu schyłkowego; znana z terenów północnej części środkowej Europy, datowana na 12–11 tys. lat temu; przewodnie formy narzędzi — tylczaki różnych typów (m.in. tylczaki typu Federmesser, niem. ‘scyzoryk’); nazwa kultury od typu tylczaka Federmesser.  Za: http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Federmesser-kultura;3900207.html

wtorek, 12 kwietnia 2016

Drachenburg - "Smoczy zamek"



Drachenburg - "Smoczy zamek" 

Trochę samouwielbienia: mam dobrą orientację w terenie, szybko zapamiętuję trasy, rzadko się gubię i uwielbiam/umiem pracować z mapą, ale tym razem coś poszło nie tak.  Chcieliśmy jak najszybciej dostać się na zamek Drachenburg, zaczynało padać, a ja dostałam zaćmienia, zamiast wybrać oznaczoną trasę, wybrałam drogę, która biegła wzdłuż torów Drachenfelsbahn. Dlaczego? do tej pory się zastanawiam. Nie oznacza to, że wybrana droga nie prowadziła do celu, ale oto w środku zejścia dopadła nas wcześniej nadciągająca burza, doszedł grad, ochłodzenie i silny wiatr – normalne, ale my przemoczeni, niosący niemowlaka w spacerówce środkiem wąwozu, którym płynął strumyk błota, to widok raczej nie spotykany w czasie wędrówek po lesie. Swoją drogą, Mała, mająca osłonę na wózku, przez cały ten czas spokojnie zajadała herbatniki, denerwowała się jedynie, kiedy rodzice potykali się o korzenie, bo wypadało jej ciastko.  
 W końcu przemoczeni i eufemistycznie ujmując „przybrudzeni” dotarliśmy na zamek, oczywiście mijając ludzi, którzy spokojnie zeszli lub zjechali kolejką. Na szczęście przed samym wejściem przestało padać, a my staliśmy pod zamkiem Drachenburg.
Wkomponowanie bryły „Smoczego zamku” na Drachenfels jest bardzo fotogeniczne i nieprzypadkowe. Zamek Drachenburg zbudowano w latach 1882-1884 na zlecenie finansisty Stephana von Sarter, który  jako właściciel nigdy w nim nie zamieszkał, ba nawet w nim nie był.  Jako fundator miał jednak wizję rezydencji – nowoczesnej, wyposażonej we wszystkie nowinki techniczne, jednocześnie swoistej perełki – mającej wtopić się w towarzystwo stuletnich ruin, emanacji niemieckiego Romantyzmu. Dlatego też Drachenburg przypomina zamki z bajek Disneya. Nie bez przyczyny nazywany jest  „nadreńskim Neuschwanstein”, nie jest aż tak spektakularny, ale to właśnie bawarski pierwowzór zamku Śpiącej Królewny był tu inspiracją. Marzenie Sarter’a urzeczywistniono, zamek Drachenburg to synteza pałacu, zamku i mieszkalnej willi, wszystko w  otoczce gotyku – krótko ujmując historyzm. Po śmierci fundatora zamek Drachenburg przechodził z rąk do rąk, będąc siedzibą  m. in. hotelu oraz kolejno szkół: katolickiej, nacjonalistycznej, kolejowej. Później stał i niszczał czekając aż do lat osiemdziesiątych, kiedy objęto go ochroną, zaczęto stopniową i długotrwałą renowację, trwającą do 2010 roku.


Dziś jest to sprawnie prowadzona atrakcja turystyczna. W przedzamczu umiejscowione są kasa/sklepik z pamiątkami, restauracja, a także wystawa poświęcona historii ochrony przyrody w Niemczech. Gdy po kupnie biletu stajemy w końcu przed bryłą Drachenburg to zapominamy czym jest pojęcie symetrii. Wieże, sterczyny, wykusze, kopuły, łuki, rozety, ryzality, rzeźbione detale: maszkarony, smoki, rzeźby postaci literackich i postaci historycznych (np.: Albrechta Dürera, Juliusza Cezara) architektoniczny zawrót głowy. Można spokojnie poświęcić godziny, aby analizować fasady tego budynku, tak samo jak i jego wnętrza z malarstwem naściennym, czy witrażami. Baron Stephan von Sarter  postawił pomnik swojemu patriotycznemu światopoglądowi - na miarę epoki i finansów. Dziś bez przewodnika przy zwiedzaniu, ani rusz.

I teraz muszę się przyznać, że mnie to wszystko trochę przytłoczyło. Efektowność zamku Drachenburg, jak na mój gust przeszła w proste efekciarstwo. Może to kwestia krótkiego czasu poświęconego na zwiedzanie, może zmęczenie po leśnej rundzie, bo przecież świetnie prezentuje się na zdjęciach, z jego licznych balkonów, tarasów, wieżyczek mieliśmy widok na przepiękną panoramę Renu, zapach róż unosił się w wymuskanym ogrodzie i rozumiem jaka idea przyświecała baronowi, ale dla mnie więcej uroku i wymowy miały ruiny Drachenfels.


W każdym razie zejście ze „Smoczego Zamku” nie nastręczało już problemów, z górki wózek sam się toczył a i buty wyschły w czasie zwiedzania zamkowych pokoi. Wycieczka  dostarczyła nam wielu wrażeń i o to w tym wszystkim chodzi!

Bibliografia i linki:
Schäfer Ulrich, Schloss Drachenburg im Siebengebirge, Deutscher Kunstverlag Berlin München, Berlin 2013.
http://www.drachenfels.net