Burgen Route – etap drugi (Wildenburg)
Kolejną atrakcją na szlaku Burgen
Route jest zamek Wildenburg. Wspomniałam, że poznawałam to miejsce sama, rodzina
została w samochodzie a i w czasie czterdziestominutowego zwiedzania nie
spotkałam żywego ducha. Dziwnie troszkę i strasznie było, gdy aparat przestał
działać, tak jak i lampa w otwartej na oścież Wieży Czarownic, a moja latarka
odmówiła posłuszeństwa akurat w momencie, kiedy jej światło padło na przykutego
kościotrupa! Takie zwiedzanie to ja rozumiem!
Wildenburg jest szczególny, to
jedyny zamek na terenie powiatu Euskirchen, który od początku swojego istnienia
nie został w żaden sposób zniszczony, a popatrzmy na historię odległego o kilka
kilometrów Reifferscheid. Z pewnością położenie zamku miało wpływ na jego walory obronne: 526 m n.p.m., bardzo
stroma i wąska skała, jedna droga dojazdowa. Brak miejsca upośledził zasiedlanie
przedzamcza, co czyni je jeszcze bardziej wyjątkowym. Początki budowli sięgają
XII wieku, kiedy te tereny przejmuje dynastia Reifferscheiden i zaczyna inwestować. Na
przestrzeni wieków w wyniku kolejnych mariaży i dziedziczenia zamek trafia w
ręce Johanna Friedricha von Schaesberg przedstawiciela nadreńskiej rodziny
szlacheckiej, który to sprzedaje posiadłość w 1715 roku klasztorowi w Steinfeld.
Mnisi nadali budowli jej obecny kształt, czyli dostosowali budynki
średniowiecznego zamku na potrzeby przeoratu Steinfeld. Kilkadziesiąt lat później podczas francuskich
rządów mnisi zostają z klasztoru usunięci, dobra kościelne rozgrabione a
Wildenburg traci swoją pozycję. Przez kolejne wieki przechodzi pod kolejne
jednostki terytorialne, od 1972 roku przynależy do gminy Hellenthal. Obecnie
czeka na zagospodarowanie.
Ruszając na zwiedzanie
przechodzimy obok krzyża przydrożnego z 1789 roku, następnie mijamy kilka
budynków pełniących funkcje mieszkalne.
Niestety nie było kogo zapytać, ani
wskazówek jak poruszać się po obiekcie, więc wchodziłam na ślepo, gdzie się
dało, czyli minęłam resztę ogrodów klasztornych, plebanię, stajnię i trafiłam
na tabliczkę Hexenturm.
Południowo-zachodnia wieża bastionowa pełniąca ze
względu na czterometrowej grubości mury rolę więzienia, w XVII wieku także dla czarownic. To
właśnie tutaj światła nie działały, a latarka odmówiła współpracy, posługując
się tylko telefonem oświetliłam loch i celę, a w niej szkielet rozciągnięty na
pryczy. Muszę przyznać, że wrażenie upiorne spotęgowane przez poustawiane wypalone
znicze i to pytanie w głowie, czy szkielet prawdziwy, przecież niemożliwe, ale
te znicze i wysuszone kwiaty…
A zdjęcia
z tego wszystkiego „strasznie” niewyraźne.
Później było lepiej, zajrzałam do
zamkowej studni, obeszłam kancelarię a pałac przekształcony na kościół
zostawiłam na koniec.
Prostokątna budowla, drzwi i okna ozdobione czerwonym piaskowcem; dwie wieże narożne, jedna z otworami strzelniczymi – przekształcona na dzwonnicę, druga na zakrystię.
Wnętrze jak można się spodziewać halowe z centralnym XVIII-wiecznym ołtarzem. Mimo, że najstarszym zabytkiem była tam figura św. Anny, pochodząca z XV wieku, to w oczy najbardziej kuło współczesne (1960) przedstawienie drogi krzyżowej, pewnie przez ilość złotej emalii.
Taka dygresja, to co mi się
podoba w niemieckich kościołach i ogólnie obiektach turystycznych to wiara w
kulturę turystów. Praktycznie wszędzie ustawione są stoliczki, gdzie leżą
przewodniki po danym miejscu, czasami porządne wydawnictwa, pocztówki, foldery, które często są za darmo
albo za symboliczną sumę. Wildenburg nie był inny, kartka A4 z historią
kościoła, pocztówki z zabytkami, przewodniki po regionie, wystawione, do
wzięcia, do kupienia. Zastanawiam się czasami, czy u nas też mamy tyle zaufania
w praworządność odwiedzających.
Lubię, kiedy w czasie wycieczki
dzieje się coś nieprzewidzianego, dzięki temu zostaje w pamięci na dłużej, tak
będzie z zamkiem Wildenburg. Opis Blankenheim za tydzień.
Bibliografia i linki:














