poniedziałek, 31 października 2016

Burgen Route - etap drugi (Wildenburg)




Burgen Route – etap drugi (Wildenburg) 

Kolejną atrakcją na szlaku Burgen Route jest zamek Wildenburg. Wspomniałam, że poznawałam to miejsce sama, rodzina została w samochodzie a i w czasie czterdziestominutowego zwiedzania nie spotkałam żywego ducha. Dziwnie troszkę i strasznie było, gdy aparat przestał działać, tak jak i lampa w otwartej na oścież Wieży Czarownic, a moja latarka odmówiła posłuszeństwa akurat w momencie, kiedy jej światło padło na przykutego kościotrupa! Takie zwiedzanie to ja rozumiem!
Wildenburg jest szczególny, to jedyny zamek na terenie powiatu Euskirchen, który od początku swojego istnienia nie został w żaden sposób zniszczony, a popatrzmy na historię odległego o kilka kilometrów Reifferscheid. Z pewnością położenie zamku miało wpływ na  jego walory obronne: 526 m n.p.m., bardzo stroma i wąska skała, jedna droga dojazdowa. Brak miejsca upośledził zasiedlanie przedzamcza, co czyni je jeszcze bardziej wyjątkowym. Początki budowli sięgają XII wieku, kiedy te tereny przejmuje dynastia  Reifferscheiden i zaczyna inwestować. Na przestrzeni wieków w wyniku kolejnych mariaży i dziedziczenia zamek trafia w ręce Johanna Friedricha von Schaesberg przedstawiciela nadreńskiej rodziny szlacheckiej, który to sprzedaje posiadłość w 1715 roku klasztorowi w Steinfeld. Mnisi nadali budowli jej obecny kształt, czyli dostosowali budynki średniowiecznego zamku na potrzeby przeoratu Steinfeld. Kilkadziesiąt lat później podczas francuskich rządów mnisi zostają z klasztoru usunięci, dobra kościelne rozgrabione a Wildenburg traci swoją pozycję. Przez kolejne wieki przechodzi pod kolejne jednostki terytorialne, od 1972 roku przynależy do gminy Hellenthal. Obecnie czeka na zagospodarowanie.

Ruszając na zwiedzanie przechodzimy obok krzyża przydrożnego z 1789 roku, następnie mijamy kilka budynków pełniących funkcje mieszkalne. 

Niestety nie było kogo zapytać, ani wskazówek jak poruszać się po obiekcie, więc wchodziłam na ślepo, gdzie się dało, czyli minęłam resztę ogrodów klasztornych, plebanię, stajnię i trafiłam na tabliczkę Hexenturm. 
Południowo-zachodnia wieża bastionowa pełniąca ze względu na czterometrowej grubości mury rolę więzienia, w XVII wieku także dla czarownic. To właśnie tutaj światła nie działały, a latarka odmówiła współpracy, posługując się tylko telefonem oświetliłam loch i celę, a w niej szkielet rozciągnięty na pryczy. Muszę przyznać, że wrażenie upiorne spotęgowane przez poustawiane wypalone znicze i to pytanie w głowie, czy szkielet prawdziwy, przecież niemożliwe, ale te znicze i wysuszone kwiaty…  
 A zdjęcia z tego wszystkiego „strasznie” niewyraźne.
Później było lepiej, zajrzałam do zamkowej studni, obeszłam kancelarię a pałac przekształcony na kościół zostawiłam na koniec.


Prostokątna budowla, drzwi i okna ozdobione czerwonym piaskowcem; dwie wieże narożne, jedna z otworami strzelniczymi – przekształcona na dzwonnicę, druga na zakrystię.
Wnętrze jak można się spodziewać halowe z centralnym XVIII-wiecznym ołtarzem. Mimo, że najstarszym zabytkiem była tam figura św. Anny, pochodząca z XV wieku, to w oczy najbardziej kuło współczesne (1960) przedstawienie drogi krzyżowej, pewnie przez ilość złotej emalii.


Taka dygresja, to co mi się podoba w niemieckich kościołach i ogólnie obiektach turystycznych to wiara w kulturę turystów. Praktycznie wszędzie ustawione są stoliczki, gdzie leżą przewodniki po danym miejscu, czasami porządne wydawnictwa,  pocztówki, foldery, które często są za darmo albo za symboliczną sumę. Wildenburg nie był inny, kartka A4 z historią kościoła, pocztówki z zabytkami, przewodniki po regionie, wystawione, do wzięcia, do kupienia. Zastanawiam się czasami, czy u nas też mamy tyle zaufania w praworządność odwiedzających.
Lubię, kiedy w czasie wycieczki dzieje się coś nieprzewidzianego, dzięki temu zostaje w pamięci na dłużej, tak będzie z zamkiem Wildenburg. Opis Blankenheim za tydzień.

Bibliografia i linki:

środa, 31 sierpnia 2016

Burgen Route – etap pierwszy (Reifferscheid)



 

Burgen Route – etap pierwszy (Reifferscheid)

W dodawaniu wpisów nastąpiła pewna przerwa, spowodowana urlopem od urlopu. Część pierwsza wyjazdowo-zagraniczna zakończyła się na Mazurach, a druga w niedalekiej Koblencji. W międzyczasie krótki tekst o interesującym szlaku dla wędrowców.
Byłam przekonana, że o regionie Eifel wiem już sporo i znam większość jego atrakcji (przynajmniej o nich gdzieś czytałam), ale okazuje się, że po każdym zwiedzaniu dowiaduję się czegoś nowego. Tak było i tym razem. Celem naszego wypadu był zamek Hellenthal-Reifferscheid, którego samotna wieża przypominała mi nieco zamek Chojnik.  
Przy szukaniu podstawowych informacji nie zwróciłam uwagi na hasło Burgen Route. Okazuje się, że jest to nazwa siedemnastokilometrowego szlaku, według danych z oficjalnej strony, o średnim stopniu trudności. My jeszcze nie jesteśmy w stanie z Małą wędrować, więc między poszczególnymi etapami oczywiście przemieszczaliśmy się samochodem.
Początek szlaku jest w Hellenthal u podnóża tamy, przy zbiorniku Oleftalsperre.
Koniec wędrówki czeka w historycznym Blankenheim. 
Po drodze oczywiście oprócz krajobrazów Eifel, czy średniowiecznych wodociągów do zobaczenia trzy okazałe zamki, z czego nam udało się zobaczyć dwa pierwsze, a Blankenheim musi poczekać na swój dzień.

Dobrze zachowane przedzamcze, mury okalające, bramy miejskie i oczywiście wieża z widokiem na okoliczne doliny, kilka powodów dla których warto zatrzymać się w Reiffelscheid. Pierwsze wzmianki o zamku pochodzą z 1106 roku, założenie to wielokrotnie niszczono, palono i po wszystkim przebudowywano. Zmieniało właścicieli, było nawet zajęte przez wojska Ludwika XIV, żeby i tak skończyć w XIX wieku jako składnica gotowego budulca dla okolicznych mieszkańców. Od 1965 roku całość przeszła w posiadanie gminy Hellenthal i trzeba przyznać, że włodarze starają się, żeby to miejsce stało się atrakcją turystyczną.  Ruiny są dostępne (bezpłatnie) cały rok. Co dwa lata, we wrześniu, na zamku odbywa się Burgfest – czyli goście przenoszą się wprost do średniowiecza (następny 18.09), a jeśli ktoś chce, to może go wynająć na prywatne przyjęcie. My pozostaliśmy tylko przy oglądaniu i robieniu zdjęć. Właściwie byliśmy jedynymi zwiedzającymi i nie narzekam, można było spokojnie zajrzeć w każdy możliwy zakamarek.




Schodząc w stronę starego rynku nie można pominąć kościoła parafialnego pod wezwaniem Św. Mateusza. Budowla zbudowana w latach 1489-1491 dziś mało ma ze swojego pierwotnego wyglądu (bardzo dobrze opisana historia i zabytki kościoła dostępne są na stronie parafii).
Od zamku Wildenburg dzieliło nas około 4 km, co nie przeszkodziło Małej zasnąć w ciągu tych paru minut i po raz pierwszy od dłuższego czasu na zwiedzanie poszłam sama. (c.d.n.)








Bibliografia i linki:


niedziela, 17 lipca 2016

Pałace Augustusburg i Falkenlust w Brühl





Pałace Augustusburg i Falkenlust w Brühl – lista Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO Niemcy (część 1)

Każdy z nas ma swoje natręctwa, mniejsze lub większe. Ja mam lekką obsesję na punkcie list. Nieopisaną wręcz radość sprawia mi skreślanie kolejnych pozycji zarówno z kartki z listą zakupów, jak i listą książek do przeczytania, filmów do obejrzenia i oczywiście zabytków do zobaczenia. Dlatego też nasze pierwsze wycieczki w Niemczech planowane były w oparciu o Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.  Podzielone są zdania na temat takich zestawień, ale dla mnie po przyjeździe do całkiem obcego miejsca był to punkt „turystycznego” zaczepienia.

W Nadrenii Północnej-Westfalii znajduje się pięć obiektów objętych ochroną UNESCO: Katedra Kolońska, Katedra Akwizgrańska, kompleks przemysłowy kopalni Zollverein (Zeche Zollverein) w Essen, Cesarskie Opactwo w Corvey oraz pałace w Brühl. To właśnie Augustusburg i Falkenlust przedstawię tym razem. 



Wyjazd do Brühl to pierwsza samodzielna wycieczka w Niemczech, kwiecień 2013 roku. Dojechaliśmy bez problemów, samochód został na parkingu przy dworcu, a my poszliśmy zwiedzać. Pamiętam, że pierwszy raz publicznie (tj. przy kupnie biletów wstępu) posługiwałam się niemieckim i … kiepsko mi to wyszło. 


Augustusburg i Falkenlust w Brühl należą do najważniejszych budowli reprezentujących styl barokowy i rokoko w Niemczech. Hasło w encyklopedii internetowej dotyczące tych obiektów zostało szczegółowo opracowane, więc nie będę się powtarzać, ale pewne informacje muszą się tu znaleźć.  Bryły pałaców, wnętrza, a także założenia ogrodowo-parkowe to zabytki klasy światowej, dlatego zostały objęte ochroną UNESCO w 1984 roku. Fundatorem całości był arcybiskup koloński Clemens August Wittelsbach, książę bawarski, który był synem Teresy Kunegundy Sobieskiej. Może w genach po dziadku Janie III Sobieskim odziedziczył zamiłowanie do niesamowitych budowli? Na pewno podczas podróży po Europie zachwycił go styl barokowy, zwłaszcza barok włoski. W roku 1725 zlecił wybudowanie letniej rezydencji, niedaleko Köln, a cztery lata później dodał do zlecenia wykonanie prywatnego pałacyku myśliwskiego oraz kapliczki w parku.
Niestety Klemens nie dożył końca prac, które zakończyły się po ponad 40 latach, w 1768 roku. Cały kompleks zintegrowany był od początku z zielenią, założenie ogrodowo-parkowe było kilkukrotnie zmieniane, dziś trwają prace mające zrekonstruować ich wygląd pierwotny. Od 1949 roku Augustusburg był rządowym pałacem reprezentacyjnym, gościli w nim m.in. królowa Elżbieta II, Nelson Mandela, czy Jan Paweł II. Obecnie jako własność kraju związkowego jest jednostką muzealną, kulturotwórczą, odbywają się tam np. koncerty muzyki klasycznej.
Pałac Augustusburg zwiedza się z przewodnikiem, po tym nieszczęsnym zakupie biletów, czekaliśmy około 15 minut na zebranie grupy. Przyznaję, że samego czasu zwiedzania i tego, co zdołałam zrozumieć z wykładu nie pamiętam, bo zajęta byłam chłonięciem otoczenia.  Starałam się, żeby to, co widzę wbiło mi się w pamięć, ponieważ we wnętrzach nie można było robić zdjęć. Pewnie, że są piękne foldery, książki i broszury ilustrowane, plus setki zdjęć w Internecie, ale to nie to samo. A było na czym zawiesić wzrok. Barocco w całej swej pełnej przepychu okazałości. A mam tu na myśli głównie klatkę schodową. Faktycznie robi ogromne wrażenie, głównie przez otwartą przestrzeń, naturalne oświetlenie i kolory. Ja skupiałam się na marmurach: ich barwy, żyły, pęknięcia, to zapamiętałam bardzo wyraźnie. Twórcą tego monumentalnego  dzieła był Balthazar Neumann, zasłużony architekt niemiecki a freski wykonał Carlo Carlone, prace trwały około 6 lat. Zresztą  odsyłam do linków poniżej, gdzie znaleźć można opis kolejnych pomieszczeń.


Po wyjściu z pałacu poszliśmy w stronę Falkenlust, aleją łączącą obie budowle, mimo wiatru spacer po ogrodzie, a potem po parku pałacowym był bardzo przyjemny.

Pałacyk myśliwski jest nieduży, ale widać, że polowanie z sokołem miało dla wspomnianego Klemensa duże znaczenie. W budynku panowała senna atmosfera, która opanowała też pracowników, trudno było im się zebrać, żeby do nas podejść. 



W kompleksie pałacowym spędziliśmy kilka godzin, chodząc tylko w jego obrębie. Niecały miesiąc później wróciliśmy do Brühl, aby kupić książkę, którą zobaczyliśmy za pierwszym razem przy kasie, potem trafiliśmy na Flohmarkt (pchli targ) w miasteczku i jeszcze raz spacerowaliśmy po parku (niestety bez aparatu). Podsumowując: pierwszy obiekt z niemieckiej listy UNESCO - jest i warto było go zobaczyć! A jak lista zaczęta, to przecież nie można jej takiej niedokończonej zostawić ;)















Bibliografia i linki:
Die Kunst des Barock. Architektur.Skulptur.Malerei, wyd. h.f.ullmann 2012.
Schloss Augustusburg in Brühl, Deutscher Kunstverlag GmbH Berlin München 2010.